Risk manager
to człowiek, który mówi, dlaczego twój projekt zakończy się katastrofą a ty mu
za to płacisz.
Choć
oczywiście doceniam rolę zarządzania kryzysowego w ochronie naszego wizerunku,
zawsze lepiej jest kryzysom zapobiegać, niż później minimalizować ich skutki.
Takie właśnie jest zadanie zarządzania ryzykiem w firmach.
Risk
management, również pod względem wizerunkowym, jest tym ważniejsze, im więcej
firma ma do stracenia. W przypadku spółek giełdowych jakikolwiek kryzys może
oznaczać nawet miliardowe straty w bardzo krótkim czasie. Z tego względu do
każdego większego projektu zatrudnia się w nich risk managerów – ludzi, którzy
szukają dziury w całym i wynajdują możliwie najwięcej powodów dla których
przedsięwzięcie miałoby się zakończyć klapą.
Niezbędny maruda
Jednym z
podstawowych narzędzi pracy risk managera jest rejestr ryzyk, gdzie spisuje się
wszystkie możliwe problemy wraz z prawdopodobieństwem ich wystąpienia oraz
zagrożeniem dla firmy, jakie ze sobą niosą. Podawana jest również waga ryzyka
(iloczyn prawdopodobieństwa wystąpienia oraz stopnia wpływu na firmę) i w
zależności od tego wskaźnika, potencjalne wydarzenia są szeregowane. Przy
potencjalnych problemach wielkiej wagi tworzone są procedury postępowania lub
firma skupia się na ich eliminacji.
Dobry risk
manager jest dociekliwy i ma w sobie coś z detektywa. Tam, gdzie firma
realizująca wielki projekt infrastrukturalny widzi plac budowy, on szuka
działek z nieuregulowaną sytuacją prawną oraz obszarów lęgowych zagrożonych
gatunków ptaków. Gdy do pracy ruszają pierwsze maszyny, on prześwietla
partnerów biznesowych i sprawdza, czy są wypłacalni oraz czy nie mieli
konfliktów z prawem. Wszystko po to by dbać o reputację swojego Klienta.
Jeden ze
znanych mi risk managerów, zauważył, że osoba odpowiedzialna za projekt, po
firmowej imprezie z alkoholem wracała do domu samochodem. Dopisał ten czynnik
do listy i przedstawił zarządowi. I słusznie, bo dla firmy nagłe zniknięcie
kluczowego project managera ze względu na wypadek lub aresztowanie byłoby
znacznym utrudnieniem.
Triumf zdrowego rozsądku
Samo
wskazywanie ryzyka nie miałoby sensu gdyby nie wcześniejsze eliminowanie
zagrożenia oraz zapobieganie potencjalnym katastrofom. W wielu korporacjach
członkowie zarządu mają zakaz latania tym samym samolotem – na wypadek
katastrofy organizacja nie zostanie sparaliżowana. Przykłady podobnych,
zdroworozsądkowych zasad, które być może wiele razy uratowały komuś życie lub
portfel inwestycyjny, można by mnożyć w nieskończoność.
Pod wieloma
względami risk management jest jak IT – gdy wszystko działa, nikt nie zauważa
jego roli. Tymczasem gdy już przydarzy się katastrofa, nagle okazuje się, że
brakuje podstawowych narzędzi i nikt nie wie, co można zrobić by zminimalizować
straty.